
Moja Droga,
czy usłyszałaś kiedyś to stwierdzenie?
W wielu środowiskach katolickich zdarza się słyszeć, że katoliczka nie powinna się malować. 💄
Osoby które tak twierdzą, jako argumentu używają fragmentów z Nowego Testamentu, mówiących o tym, by dbać o piękno wewnętrzne a nie to co zewnętrzne.
Stary Testament wielokrotnie wspomina jak kobiety o siebie dbały w dawnych czasach. Poza oczywistymi kąpielami nacierały swoje ciała wonnymi olejkami i balsamami, używały henny. Do tego ozdabiały się naszyjnikami i bransoletkami. 💍
Czy więc katoliczka może się malować?
Ależ tak. Nie może to jednak pochłaniać nas bez reszty. Zabieganie o urodę, kupowanie nowych ubrań, wizyty u kosmetyczki są dobre, lecz z umiarem z ciągłym badaniem swojego serca. Weryfikując, czy oby to bardziej nie pochłania moich myśli, serca, pragnień niż pragnienie poszukiwania Boga i Jego królestwa.
Kobiety są oceniane w aspekcie wyglądu nieustannie. 🌺 Musimy to przyznać, nie uwolnimy się od tego. Oceniają nas koleżanki, rodzice, pracodawca, ludzie napotkani w sklepie. To nieuniknione. Możemy jednak uwolnić nasze myśli od zadręczania się zdaniem innych ludzi. 🌺 Polecam.
Kiedyś nie wyobrażałam sobie, wyjścia z domu bez nałożonego podkładu, który skrzętnie miał ukryć łuszczycę na moim czole i poważny trądzik. To poczucie przymusu było tak silne, że nie potrafiłam inaczej.
Mój stan zdrowotny nieco się poprawił. Jednak największa przemiana zadziała się w mojej głowie, w mojej samoocenie.
Teraz makijaż nakładam na specjalne okazje. Dziękuję Bogu, że uwolnił mnie od poczucia przymusu.
Jak to wygląda u Ciebie droga Czytelniczo? A u Ciebie drogi Mężczyzno? Ty na pewno także czujesz się oceniany w pewnych aspektach. Podzielcie się tym zostawiając komentarz. Miło będzie wymienić poglądy.
🌺Ściskam mocno!🌺
Dorota
Naszyjnik Skromność – dostępny w Sklepie
